TUTANCHA ZŁOTY  KOCHANEK

   Zabierz mnie ze sobą do Doliny Królów – prosiłam mojego uczonego męża, który jako wybitny znawca egipskiej starożytności miał wziąć udział w ekspedycji prowadzącej prace wykopaliskowe w Egipcie.
     W tym kraju jest moc zagadek do rozwiązania.
Przeszukam wszystko – rozmarzył się uszczęśliwiony z tym swoim pełnym dostojeństwa spokojem, który mnie wkurzał
i z ledwo hamowaną wściekłością wypaliłam: odkryjesz nieznaną nekropolię, a nagrodę otrzymasz w świecie podziemi z rąk samego Ozyrysa.
I dodałam: te królewskie miasta umarłych to tylko płody twojej wyobraźni.
     Cała moja złośliwość wypływała ze mnie tylko dlatego, że nie miał zamiaru zabrać mnie ze sobą do Egiptu.
     Położył mi rękę na ramieniu: nie zniesiesz tego bezkresnego morza piasku, duchoty
i skwaru, bezlitosnych promieni słońca – zręcznie mnie zniechęcał.
     Bzdura – odpowiedziałam.
     A on tłumaczył dalej: nie jedziemy do Kurortu Hurghady
w egzotycznej scenerii, lecz odnaleźć zabytki zamierzchłych cywilizacji. Płomienne zaciekawienie gnało mnie do krainy czarów z tysiąca i jednej nocy, uskrzydlało moją wyobraźnię… Będę robiła rysunki świątyń, posągów, minaretów, kamieni, figurek, naczyń, zbutwiałych papirusów. Będę zbierała materiały, może nawet napiszę książkę – paplałam śmiało i z przekonaniem, a słowa moje były jak potok, który wszystko ze sobą porywa.
I zgodził się.
    Kopacze pracują bez szczególnych sukcesów – znowu nadzieja zawiodła.
Jerzy szuka dalej z obłędnym zapałem
a nocą zgłębia istotę hieroglifów, ślęczy nad słownikiem języka koptyjskiego. Układa tabele, porównuje wyniki, wykrywa wokół imion królewskich jakieś „kartusze”, rozszyfrowuje obrazki z życia faraonów z dwunastej dynastii.
     Któregoś dnia wreszcie archeolodzy natrafiają na kryptę grobową, co wszystkich ogromnie uszczęśliwia. Znalezisko wynagradzało poty, trudy i przykrości, urzeczywistniało widziadła senne, które tak często zwodziły Jerzego po nocach. Cała pieczara w skalnym podziemiu wypełniona trumnami i antycznymi przedmiotami.
   Stoję milcząco, a spojrzenie moje ślizga się po malowidłach
i magicznych znakach, aby zatrzymać się na kwarcytowym sarkofagu okrytym złotym całunem jakby wygwieżdżonym niebem.
Trumna jedzie na podest, wieko unosi się powoli. Wstrzymuję oddech. Każdy dźwięk mógłby spłoszyć tę chwilę. Serce mi wali jak gdyby miało rozsadzić pierś, krew huczy
w skroniach. Słyszę jeszcze łomotanie serca i szum krwi…

  Ktoś podnosi bukłak wody wypełniony po brzegi i podaje mi abym się wzmocniła. Woda ma jakiś niezwykły posmak. Już po paru łykach zaczyna ogarniać mnie nieprzeparta senność i widzę wszystko jak przez mgłę.
– Skończenie piękne męskie oblicze w szacie kunsztownie przetkanej złotą łuską. Naszyjnik z pereł i czerwonych paciorków.
– ODPOCZYWAŁEM – mówi – zakłócono mi spokój. Splądrowali grobowce, wykradli posągi ze srebra i złota, wynieśli kosztowności – świętokradcy! Oczy jego płoną jak w gorączce.
– Kim jesteś? Posągiem, mumią, przewodnikiem z zaświatów, kapłanem, żywym człowiekiem, czy jeszcze kimś innym?
– Chodź, przekonaj się… Podaje mi rękę zachęcając do wędrówki. Przyciąga do siebie,
a dotknięcie paraliżuje na jakąś chwilę moje ciało od małego paznokcia u nogi aż po koronę włosów. Widzę jednak dokładnie, że twarz ma pokrytą złotą pomadą, jakimś pachnidłem z dziwacznym, kunsztownie wykonanym makijażem brwi i oczu. Daję się prowadzić, bo młodzian w promiennej piękności pozwala przypuszczać, że będzie się działo coś niezwykłego. 

   Na dworze oślepiająco lśniła kopuła egipskiego nieba jak arcydzieło nieprzeniknionej piękności. Trzyma mnie troskliwie za rękę, idziemy już labiryntem tuneli oświetlonych oliwnymi lampkami. Jakaś lampka kopci. Daję jej prztyczka i oderwany, zwęglony knot wylatuje w powietrze. Intryguje mnie co jest za złoconymi drzwiami, ale ON jakby odgadywał moje myśli.
– W grobowcu faraonów – wyjaśnia – jest wiele zamurowanych drzwi i każde kryją wielką tajemnicę. Wchodzimy do sali w skalnym uroczysku. Wszędzie gdzie spojrzeć błyszczące złoto. Oczy moje rozszerzają się coraz bardziej. Skrzynie, kufry, sprzęty malowane, rzeźbione, inkrustowane kością słoniową, hebanem, drogocennymi kamieniami. Wazy, puchary, zastawa z przezroczystego alabastru, a wszystkie arcydzieła sztuki rzeźbiarskiej jak baśniowe skarby.
Siada na tronowym krześle obitym wyklepaną złotą blachą, która mnie oślepia i dygam przed nim bełkocząc: dostojny panie…
     Wstaje z siedziska, podnosi mnie z klęczek, przygląda mi się chwilkę i wymownie przyciska moją rękę do swojego serca. Zwilżyłam językiem wargi, bo zaschło mi
z wrażenia w ustach, gdy zajrzał mi prosto w oczy. Wyciąga rękę w mimowolnym geście
i z ukrycia natychmiast pojawia się niewolnik.
– Dostojny władco rozkazuj – bełkocze przerażony.
– Przynieś nam wina  – rozkazał.
  Spiesz się bo każę cię wysmagać.
Wycofał się składając dłonie na pierś i przyniósł wino. Wyciągnęłam ręce po dzban.
W dzbanie zabulgotało. Dźwięk ten wydał mi się najmilszą muzyką. Dzban był ciężki
a wino najprzedniejszego gatunku. Piłam łapczywie haustami.
Było ogniste i szybko mąciło zmysły.
– Jest tłoczone – wyjaśnia – z najlepszych gron jakie rosły w królewskich winnicach delty Nilu. Stalo w podziemnej komorze jedenaście lat, świadczą o tym znaki na glinianych pieczęciach wyryte staroegipskim pismem kapłanów.
    Na przemian wyciągamy ręce po dzban, a znakomity napój smakuje za każdym łykiem coraz bardziej. Gdzieś w bocznej komorze siedzi śpiewak wpatrzony w płomyk oliwnej lampki i śle nam subtelnie wykonany utwór „cień orła”.
Siedzę beztroska i radosna na podłodze, nieśmiałość gdzieś powoli się ulatnia. Trzymam w objęciach brzuchaty dzban z najlepszym winem jakie tylko istniało i piję, piję…
Patrzy na mnie ciemnymi, marzącymi oczami i już wiem, że pragnie tego samego co ja. Pełgają płomyki lampek. Jego złocista skóra połyskuje, oczy z czarnego obsydianu patrzą głęboko w moje oczy oczarowane jego niezwykłym pięknem.
– Znasz tajemnice o których nie mam pojęcia.
– Mylisz się – tajemnice znają tylko kapłani, tylko ich bogowie uczą rozmaitych czarów. Spędzam z nim urocze chwile.
Z małych dzbanuszków zaufane służebne sączą na moje nagie ciało cudownie pachnące esencje, kosztowne wonności i olejkami różanymi namaszczają moje długie blond włosy, upinają wysoko nad karkiem. Powietrze przesycone wonią kadzideł, zaszczepione pachnidłami, aromatem żywic i kwiatów. Służba wnosi kosze z winogronami, daktylami
i melonami. Wsuwa mi na palec pierścień z kutego złota artystycznie cyzelowany
z oczkiem lapis-lazuli. Noś go jak talizman. Ściąga kosztowną szatę, opaska biodrowa
i sandały lśnią od złota.
– Zanim boska tarcza słońca osiągnie wysokość południa, zanim zadrga powietrze od południowego żaru nad Doliną Królów zwrócę cię twojemu światu. Mówię do niego:
 bogowie nas widzą i słyszą – czy nie ściągniemy ich gniewu? Ukażą bez litości – odpowiada złotym uśmiechem na złotej twarzy. – Ozyrys jest sprawiedliwym bogiem i tak też nas osądzi. Więc niech wszystko odbędzie się tak jak ustaliłeś panie – szepnęłam jakby nieco spłoszona.
– Mów mi TUTANCHA – zacisnął miło palce na przegubie mojej ręki. Trzy tysiące trzysta lat temu. Przeszłość stała się teraźniejszością. Jak to się dzieje? – Tutancha – powtórzyłam
z namaszczeniem doznając dziwnego uczucia, że przeżyję
z nim coś niezwykłego i przejdę złotą furtką do tajemnicy wszystkich tajemnic.
Czułam pożądanie czające się we wszystkich porach skóry, w całym bujnym mięsie cętkowanym rdzą piegów. Całą swoją kobiecością chorobliwie wybujałą, rozpustną
i pozbawioną hamulców pragnęłam już tylko aromatu królewskiej męskości.
     Łoże ze złotym rzeźbionym nadgłówkiem, z fontanną zsypującą kwietne płatki
w perlistych błyskach i tęczowych migotaniach.
W jego oczach tlił się żar nieumiarkowany, na skroni napięło się pożądanie pulsującą żyłą. Przytulił się do mnie policzkiem młodzika, którego nie dotknęła brzytwa golibrody. Wcale mnie nie dziwi jedno złote jajo – widać taka uroda faraonów.
   Robi się nagle koszmarnie gorąco i parno w tym relikwiarzu przeszłości, w skalistym uroczysku na samym dnie piramid. Przychodzą mi na myśl słowa Jerzego: nie zniesiesz tego oceanu piasku, duchoty i skwaru. Słyszę jak krew wali mi młotami w mózgu, dudni w bębenkach usznych, ale płomyk życia jeszcze goreje we mnie, tylko ciało ciąży mi coraz bardziej. Przeżywam antrakt jakiś galopujący, rozlewam się w próżni bez punktów orientacyjnych, ale ciało znowu się rozrasta i wraca do równowagi.
              –  Kochasz mnie prawda?
             —  Czyż można nie kochać faraona …
Lepiej się czujesz kochanie? – usłyszałam głos męża.
– To przez ten nieznośny upał, klimat do którego nie jesteśmy przyzwyczajeni.
      Łapałam powietrze pożądliwie jak koń rozdętymi chrapami. Powietrze drgało od żaru słońca. Nil – Nil – Nil ! – wołałam urzeczona widokiem strzelających w niebo czterystu smukłych wież minaretów Kairu. Kopuły meczetów połyskują obramowane blankami pałaców jak kunsztowną koronką.
Na zachodnim brzegu naprzeciw ponurych gór Mekkattamu stoją kamienne giganty starożytności, piramidy ze sfinksami – nieprzemijający świadkowie potęgi faraonów.
Zapadam w sen, który zabija wszelkie poczucie czasu i przestrzeni.
– Bredzi w gorączce! – Trzeba sprowadzić lekarza!
Profesorze Zajkowski, pańska żona straciła przytomność…
Zanim boska tarcza, płomienna kula osiągnie wysokość południa zwrócę cię twojemu światu – usłyszałam tajemniczy głos z przeszłości i otworzyłam oczy.
– Wiesz – paplał Jerzy – znaleźliśmy bajeczną skrzynię grobową. I wiesz co w niej było? Młody faraon ze szczerego złota. To jest do niewypowiedzenia, jaki to skarb.
Trzymał w dłoniach królewskie insygnia: flagellum i pastorał. Wiesz, że królowie i kapłani żywili nadzieję, że po śmierci będą wiedli długi i rozkoszny żywot pozagrobowy.
–  Co stanie się z Tutanchą? –  zapytałam z zaciekawieniem mojego uczonego męża. Powędruje do muzeum i będzie podziwiany przez niezliczone rzesze ciekawskich turystów
– odpowiedział Jerzy. Zrobiło mi się żal złotego faraona. Dotknęłam z czułością sygnetu
z oczkiem koloru lapis – lazuli.
– Podoba ci się? – dopytywał Jerzy. Kazałem zrobić dokładną kopię tego, który miał na palcu władca, którego mieliśmy szczęście znaleźć. ŻEGNAJ  ZŁOTY  KOCHANKU …
Na dworze oślepiająco błękitna kopuła egipskiego nieba skończenie piękna lśniła tak samo jak ongiś przed tysiącami lat.
A ślady zasypał piasek…

*  Prawdziwe i bezcenne wspomnienia na okoliczność
Dnia Kobiet * 8 marca*  i Dnia Mężczyzn 10 marca 2023 *
z najlepszymi życzeniami wszelkiej szczęśliwości
przesyła Ella Hyciek — Czytelnikom www.wmoimobiektywie24.pl
 

Podziel się na:
  • Print
  • Digg
  • Sphinn
  • del.icio.us
  • Facebook
  • Mixx
  • Google Bookmarks
  • Blogplay
  • Arttuba
  • BarraPunto
  • Bebo
  • Bitacoras.com
  • BlinkList
  • Blip
  • Blogger.com
  • blogmarks
  • Blogosphere News
  • blogtercimlap
  • co-robie
  • connotea
  • Current
  • Design Float
  • Diggita
  • Diigo
  • Dodaj do ulubionych
  • DotNetKicks
  • Dotnetomaniak
  • Drukuj
  • DZone
  • eKudos
  • elefanta
  • email
  • Fark
  • Faves
  • Flaker
  • Fleck
  • Forumowisko
  • FriendFeed
  • FSDaily
  • Gadu-Gadu Live
  • Global Grind
  • Google Buzz
  • Grono.net
  • Gwar
  • HackerNews
  • HealthRanker
  • HelloTxt
  • Hemidemi
  • Hyves
  • Identi.ca
  • IndianPad
  • Internetmedia
  • Kciuk.pl
  • Kirtsy
  • laaik.it
  • LaTafanera
  • LinkaGoGo
  • LinkArena
  • LinkedIn
  • Linkologia
  • linkr
  • Linkter
  • Live
  • Meneame
  • MisterWong
  • MisterWong.DE
  • MOB
  • MSN Reporter
  • muti
  • MyShare
  • MySpace
  • Mój biznes
  • N4G
  • Netvibes
  • Netvouz
  • NewsVine
  • NuJIJ
  • OSnews
  • PDF
  • Ping.fm
  • Pinger
  • Poleć
  • Posterous
  • Propeller
  • QQ书签
  • Ratimarks
  • Rec6
  • Reddit
  • RSS
  • Scoopeo
  • Segnalo
  • Sfora
  • SheToldMe
  • Simpy
  • Slashdot
  • Socialogs
  • SphereIt
  • Spis
  • StumbleUpon
  • Suggest to Techmeme via Twitter
  • Technorati
  • ThisNext
  • Tipd
  • Tumblr
  • Twitter
  • Ulubione
  • Upnews
  • viadeo FR
  • Wahacz
  • Webnews.de
  • Webride
  • Wikio
  • Wikio FR
  • Wikio IT
  • Wists
  • Woomer
  • Wykop
  • Xerpi
  • Yahoo! Bookmarks
  • Yahoo! Buzz
  • Yam
  • Yigg
  • Śledzik

Komentowanie wyłączone.